dagmara kazmierska w ciazy

  • Ludowit

dagmara kazmierska w ciazy

16 January 2021 by Ludowit

- A więc zgodziłaś się, ponieważ tego chcieli twoi zwierzchnicy? - Nie tylko. Przestępcza organizacja Blaque'a zagraża również mojej ojczyźnie. Terrorysta zawsze i wszędzie jest terrorystą, i jako taki stanowi śmiertelne niebezpieczeństwo. - Czyli w swojej decyzji kierowałaś się przede wszystkim dobrem kraju. - Tak jest, Wasza Wysokość. - Czy wybrałaś swój zawód dlatego, że szukasz przygód? Teraz mogła już całkiem się odprężyć. Roześmiała się więc, a Carlise wtedy zrozumiał, co zauroczyło Edwarda. - Z całym szacunkiem, ale zdaje się, że Wasza Wysokość bierze mnie za Jamesa Bonda. Ja wiem, że kiedy ludzie słyszą słowo „agent”, zaraz myślą o egzotycznych miejscach, szybkich samochodach i błyszczących pistoletach. Tymczasem moja praca jest często żmudna. Przez ostatnie dwa lata spędziłam więcej czasu przy komputerze i telefonie niż przeciętna sekretarka. - Ale przecież nie zaprzeczysz, że się narażasz. - Owszem - westchnęła. - Ale musi pan pamiętać, że godzinę prawdziwego zagrożenia nierzadko poprzedza rok nudnej, papierkowej roboty. Jeśli chodzi o sprawę Blaque'a, to Emmett, Malori i ludzie ISS rozpracowali ją krok po kroku. - Tyle że w decydującym momencie będziesz zdana wyłącznie na siebie. - Taka to praca. A ja jestem w tym naprawdę dobra. - Nie wątpię. W normalnej sytuacji nie martwiłbym się tak bardzo. - Wasza Wysokość, proszę mi wierzyć, że nic nie zostało zaniedbane. Dopracowaliśmy tę akcję w najdrobniejszych szczegółach. - Dobrze - powiedział, kiwając głową - ale co będzie, jeśli ktoś popełni błąd? Jak pocieszę mojego syna? Nerwowo splotła dłonie. - Wasza Wysokość, obiecuję panu, że bez względu na to, co się stanie, Blaque nie uniknie kary. - Ja nie mówię o Blaque'u! Myślę o tobie i Edwardzie. - Gestem ręki uciszył ją, gdy chciała się odezwać. - Nieczęsto zdarza się, żeby odzywał się we mnie ojciec. Dlatego proszę, żebyś pozwoliła mi na ten luksus. Zaczerpnęła głęboko powietrza i zaczęła mówić dopiero wtedy, gdy była pewna, że nie zdradzi jej drżenie głosu. - Edward poczuł się dotknięty, że nie powiedziano mu prawdy o powodach mojego przyjazdu do Cordiny. Odnoszę wrażenie, że w pewnym sensie czuje się za mnie odpowiedzialny, bo narażam się dla jego rodziny. - Edward cię kocha. - Nie! - Panika wzięła na moment górę nad wyuczonym chłodem. Zaraz potem Bella poczuła zakłopotanie, jednak w głębi serca desperacko pragnęła, by to, co usłyszała, było prawdą. - Nie przeczę, że Edward żywił wobec mnie pewne... uczucia, ale to się zmieniło, kiedy dowiedział się, kim naprawdę jestem. Carlise przez chwilę milczał. Kiedy kładł dłonie na oparciu fotela, klejnot w jego sygnecie zapłonął niczym ogień. - Moja droga, a co ty do niego czujesz? Wystarczyło, że raz spojrzała w jego oczy, i już wiedziała, że może mu zaufać. - Czy mogę prosić Waszą Wysokość o dyskrecję? - Masz moje słowo. - Kocham Edwarda bardziej niż potrafię wyrazić. Gdybym mogła zmienić swoje życie i stać się kobietą, za jaką mnie brał, zrobiłabym to bez wahania. Przysięgam! - Nie płakała, choć wzruszenie odebrało jej głos. Spoglądała bezradnie na swoje dłonie. Po chwili odzyskała równowagę. - Niestety, to niemożliwe. - To akurat smutna prawda - zgodził się Carlise - że człowiek nie może w mgnieniu oka zmienić swojego życia. Jednak ten, kto kocha, potrafi zrozumieć wiele rzeczy. A mój syn potrafi być wielkoduszny. Niestety, jest również bardzo wrażliwy. - Wiem. I obiecuję Waszej Wysokości, że nigdy więcej go nie zranię. - Nie tego się obawiam - rzekł w zamyśleniu, a uśmiechając się nieznacznie, dodał: - Kiedy ta nieszczęsna sprawa wreszcie się zakończy, chciałbym, żebyś została w Cordinie jeszcze przez kilka dni. - Wasza Wysokość zechce wybaczyć, ale myślę, że będzie lepiej, jeśli natychmiast wrócę do Anglii. - Życzę sobie, żebyś została - powiedział wstając. Zrozumiała, że nie mówił już jako ojciec Edwarda, ale władca. - Nie zatrzymuję cię. Odpocznij trochę przed kolacją. - Oczywiście, Wasza Wysokość. - Ukłoniła się. Rzadko zdarzało się, że pozostawiano ją bez wyboru. Kolacja była długa i nudna. Na domiar złego Bella nie potrafiła skupić się na rozmowie. Uparcie krążyła myślami wokół tego, co stanie się z nią za kilka dni. Coraz jaśniej docierało do niej, że po zakończeniu sprawy nie będzie jej łatwo wrócić do dawnego życia. Domyślała się, że stanie przed trudnym wyborem pomiędzy przyjęciem awansu a wycofaniem się z zawodu. To drugie wydawało jej się bardziej prawdopodobne. Miłość, która spadła na nią tak niespodziewanie, zniszczyła troskliwie budowany wizerunek cichej, niepozornej lady Isabell. Zanim byłaby w stanie stworzyć dla siebie nową tożsamość, musiałoby upłynąć wiele czasu. A ten w jej zawodzie był bezcenny. Edward w ogóle nie pojawił się przy stole. Alice wyjaśniła jej, że przeciągnęło się jego spotkanie z zarządem muzeum, więc bezpośrednio po nim pojechał na uroczystą kolację w Klubie Jeździeckim. Bella, zmęczona towarzystwem leciwej kuzynki Cullenów, pomyślała, że bardzo mu tego zazdrości. Kiedy wreszcie zdołała niepostrzeżenie wymknąć się z salonu, dochodziła północ. Idąc do siebie, mogła myśleć tylko o tym, czy lepiej zrobi jej długa, gorąca kąpiel, czy szybki prysznic. Z ulgą zamknęła za sobą drzwi sypialni i chwilę stała oparta o nie plecami. Czuła się taka zmęczona. Nagle ogarnął ją znany niepokój. Szybko rozejrzała się wokół. Jest sama, a jednak... Bezszelestnie podeszła do szafki i ostrożnie wyciągnęła z szuflady broń. Z pistoletem gotowym do strzału ruszyła w stronę małego saloniku, łączącego się z sypialnią. Drzwi były lekko uchylone, ale mogła je tak zostawić któraś z pokojówek. Bella delikatnie pchnęła jedno skrzydło, po czym zwinnie wsunęła się do mrocznego wnętrza. Wszystko było na swoim miejscu. Tylko na niskim stoliku stał wazon pełen świeżych gardenii. A więc to jednak pokojówka, pomyślała z ulgą. Miała już opuścić salonik, gdy nagle usłyszała dziwny odgłos. Jakby szelest materiału trącego o materiał. Uniosła do góry dłoń z pistoletem i wysunęła się na środek. Wtedy go zobaczyła. Na małej, welurowej sofie, pośród pękatych poduszek, spał Edward. Zaklęła cicho i natychmiast opuściła broń. Przez chwilę przyglądała mu się ze swojego miejsca. Wyglądał na zmęczonego. Bez butów i marynarki, z rozwiązanym krawatem, był naprawdę rozczulający, miała więc ochotę przykryć go kocem i tak zostawić. Zmieniła jednak zdanie. Pomyślała sobie, że drzemanie na niewygodnej sofie nie pasuje do wizerunku pożeracza damskich serc. Edward na pewno poczułby się okropnie, gdyby rano ktoś go tak znalazł. Postanowiła go obudzić, ale przedtem poszła schować pistolet. Nie chciała, by zobaczył go w jej dłoni. Po co ma go drażnić i niepotrzebnie przypominać o tym, o czym pewnie wolałby zapomnieć. Wróciwszy od saloniku, przyklękła obok sofy i delikatnie położyła dłoń na jego ramieniu. - Edward - szepnęła mu do ucha. Mruknął coś niewyraźnie i usiłował przewrócić się na drugi bok. Miejsca miał tak mało, że połowa jego ciała zawisła nad podłogą. Bella uśmiechnęła się, coraz bardziej rozczulona, lecz postanowiła zachować nieugiętość. - Edward! - powiedziała głośno i potrząsnęła nim energicznie. - Wstawaj! Kiedy zerknął na nią spod wpółprzymkniętych powiek, spojrzenie miał całkiem przytomne. Błyskawicznie wyciągnął rękę i chwycił ją za ucho. - Trochę szacunku dla nieboszczyka. Gdzie twoje dobre maniery? - Au! Boh. - Bezskutecznie próbowała się oswobodzić. - Jeśli tak ci brakuje szacunku, to zaraz zawołam służbę. Z całym szacunkiem wezmą cię na ręce i zaniosą do twoich apartamentów. A jeśli mnie zaraz nie puścisz, zademonstruję ci pewien niezawodny sposób obezwładniania przeciwnika. - Bello, trochę mniej brutalności, a więcej romantyzmu! - Łatwo powiedzieć! - prychnęła, rozcierając zaczerwienione ucho. - A w ogóle, to dlaczego śpisz tutaj zamiast we własnej sypialni? - Dobre pytanie. Ciekaw jestem, kto zaprojektował to madejowe łoże? - jęknął, masując kark. - Chciałem z tobą porozmawiać - dodał po chwili. - Kiedy się jednak zorientowałem, że na dole są goście, przemknąłem się tylnym wyjściem i przyszedłem prosto tutaj. Chyba się cieszysz, że mnie widzisz? Jedynym mocnym ruchem wciągnął ją na siebie. W jego pocałunku była ogromna tęsknota. - Nie widziałem cię cały dzień - szepnął, całując ją w czoło. - Czy wiesz, że aby poczuć twój zapach, trzeba być naprawdę bardzo blisko? Robisz to celowo? Nie używała perfum. Nie wolno jej było zostawiać śladów. - Mówiłeś, że chciałeś porozmawiać...

Posted in: Bez kategorii Tagged:

Najczęściej czytane:

Kospera.

an43 174 ... [Read more...]

doświadczonym mężczyzną na świecie, ale z pewnością wiedział, co

robi. Pocałował Millę namiętnie, niecierpliwie, niemal szorstko. Kiedy popatrzyła mu w oczy, dostrzegła w nich ogień i zdecydowanie. Bez słowa Diaz wrzucił bieg i ruszył z kopyta autostradą w kierunku ... [Read more...]

i razu nie wyciągnął do niej ręki, wzbraniał ...

126 się przed jakimkolwiek fizycznym kontaktem i upierał się, żeby trzymała się od niego z daleka. - Tak. - Wziął głęboki oddech. - Dopóki nie przekonamy się, jak się wszystko potoczy. - To znaczy, że mi nie ufasz. Postawił kule na piachu i wstał. Patrzył na nią z góry. - To znaczy, że nie ufamy sobie nawzajem. Zjedli razem kolację, chociaż Chase mógł tylko wciągać papkę przez słomkę. Cały czas brał środki przeciwbólowe i nie za bardzo smakowały mu przetarte ziemniaki i mielone mięso. - Czuję się jak niemowlę - narzekał. - Niedługo będzie lepiej. - Tak? - spytał z krzesła przy oknie. Wiedziała, że nie chodzi mu o jedzenie. Za nim, w blednącym słońcu, słychać było stukanie dzięcioła. - Na pewno. Od jutra zaczynasz rehabilitację, za kilka tygodni zdejmą ci szwy i druty i... - I nadal będziemy w tym samym miejscu. W kropce. Zebrała naczynia i zaniosła je do zlewu. Po powrocie do domu miała zamiar wyjaśnić wszystko do końca, zadać mu pytania, na które do tej pory nie chciał odpowiedzieć, ale zrezygnowała. Dlaczego? Dlatego, że boi się prawdy? - Nie trzeba niczego poganiać - powiedział. O mało nie upuściła talerza. Bardzo się mylił. Od czasu pożaru miała wrażenie, że czas ucieka nieubłaganie, jak piasek w klepsydrze. Że nigdy już nie wróci. Jak Brig. Poczuła ból w sercu. Chase oparł się na krześle i położył nogę na stoliku. W milczeniu obserwował Cassidy. - Wydawało mi się, że chciałaś porozmawiać? Zmarszczyła czoło. Włożyła brudne talerze i salaterki do zmywarki. - Nie chcę stąpać po niepewnym gruncie.. W nocy, kiedy wybuchł pożar, powiedziałeś, że mnie kochasz, ale przedtem... Pamiętasz... Oddaliliśmy się od siebie. - Miałaś romans - powiedział cicho. Potrząsnęła głową. - Nie. Nigdy cię nie zdradziłam, Chase i nigdy tego nie zrobię. Dopóki jesteśmy małżeństwem, będę ci wierna. - Zamknęła drzwi zmywarki, odwróciła się, oparła biodrami o kredens i wytarła ręce. - I tego samego oczekuję od ciebie. Jeżeli nie potrafisz mi zaufać, to powiedz od razu. Wymamrotał coś pod nosem. W gabinecie zadzwonił telefon. Spojrzeli na siebie i poczekali, aż włączy się automatyczna sekretarka. Bez przerwy wydzwaniali dziennikarze. Cassidy nie miała ochoty się z nimi użerać. Później odsłucha wiadomości i razem zdecydują, do kogo oddzwonić. - Jutro będę musiał porozmawiać z ludźmi od ubezpieczenia, z Derrickiem i z glinami. Tartak już za długo jest nieczynny. Ludzie muszą wrócić do pracy. Znajdziemy budynek w pobliżu tartaku na tymczasowe biuro, a może postawimy jakieś prowizoryczne pomieszczenie. - Potarł oko, wstał i wyjrzał przez okno, jakby wypatrywał czegoś albo kogoś. - Niech się tym zajmie Derrick - poradziła Cassidy. - W tym stanie nie możesz zbyt wiele zdziałać. Dopóki nie staniesz na nogi... Włożył ręce w kule i wstał. - Już stoję na nogach. Doskonale sobie ze wszystkim radzę i jeżeli nie będę za długo brał końskich dawek lekarstw doktora Okano, jestem w stanie normalnie funkcjonować. - Powinieneś odpoczywać. - I patrzeć, jak Derrick doprowadza firmę do ruiny? - On nie... - Twój brat jest kłamcą i oszustem. Wyłudza pieniądze od firmy. - Masz dowody? - Nie była tym zaskoczona. Chase już dawno odkrył, że Derrick oszukuje, ale nikomu o tym nie powiedział. - A jak myślisz? - Spojrzał na nią i z trudem przełknął ślinę. - To dlatego tamtej nocy byłeś w tartaku? Żeby coś sprawdzić? Nie odpowiedział. - Myślisz, że to on podpalił tartak, żeby zniszczyć dowody? - Nie wiem, co myśleć. W głównym biurze, w komputerze, są kopie wszystkich dokumentów. O ile ktoś ich nie skasował. Ale księgi były w tartaku. - Nie mogę uwierzyć, że Derrick byłby w stanie... - Nie twierdzę, że to on. Nie chcę tylko stracić firmy. Ani życia. - Wyjrzał znowu przez okno, spoważniał i pokuśtykał do gabinetu, a Cassidy za nim. W jej umyśle kotłowało się od domysłów. Chase sugerował, że to Derrick podpalił tartak, żeby zniszczyć księgi... albo go zabić. Albo wszystko naraz. Derrick był okrutny już jako chłopak, ale żeby podpalił tartak? Chciał zamordować? Stanęła w drzwiach gabinetu i patrzyła jak Chase przewija taśmę na automatycznej sekretarce. Czekał ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 czescibmw.waw.pl

WordPress Theme by ThemeTaste