Ogromna pasja, z jaką mówiła, brała się z tego, że z
trudem przychodziło jej nie ulec gorącej prośbie brzmiącej w jego głosie. Po chwili powiedziała spokojniej: — Wasza wysokość musi mi wybaczyć. Wiem, że uważa pan, iż postępuję bardzo głupio, ale tylko ja wiem, dlaczego tak jest. — Jest pani tego pewna? — zapytał. Jakby pod naciskiem woli księcia Tempera odwróciła głowę i spojrzała na niego. Ponieważ oboje siedzieli na ziemi, ich oczy spotkały się. Czas jakby stanął w miejscu. Tempera z trudem chwytała oddech. Było tak, jakby oboje zeszli się w końcu po jakiejś długiej wędrówce w wieczności, lecz jednocześnie dzieliła ich przepaść: lady Rothley, przybrana tożsamość Tempery i, co najgorsze — falsyfikat skradzionego obrazu. — O co chodzi, proszę powiedzieć — nalegał książę. Temperze przeszło przez myśl, że powinna mu wszystko wyznać. Choć książę nie poruszył się, czuła, że wyciągnął ku niej ręce. Wystarczyło wykonać jeden maleńki ruch, a znalazłaby się blisko niego i mogłaby ukryć twarz na jego piersi. Zdobywając się na nadludzki wysiłek, Tempera odwróciła wzrok. Czar prysł. Poczuła, że silny ból przeszywa ją na wskroś. 122 Gwałtownie podniosła się z trawy. — Muszę... muszę wracać... wasza wysokość — powiedziała przerażona. Brakło jej tchu, a jednocześnie głos jej brzmiał bardzo dziewczęco. — Błagam waszą wysokość, proszę ze mną nie rozmawiać... nie podchodzić do mnie. Nie potrafię... tego wyjaśnić, ale jest to coś, co... nie może... znowu się zdarzyć. Książę siedział nieruchomo. Tempera spojrzała z góry na jego piękną męską twarz. Promienie słońca przeświecające przez liście drzewa oliwnego padały złotym blaskiem na jego włosy. A potem, prawie szlochając, odwróciła się i odeszła drogą, którą przyszła. Wspięła się na krętą ścieżkę prowadzącą do zamku. Kiedy znalazła się we własnym pokoju, który wydał jej się gorący i ciasny w porównaniu ze słoneczną przestrzenią, rzuciła się na łóżko. — Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego jego bliskość sprawia, że tak się czuję? — pytała siebie głośno. Znała odpowiedź, lecz nie śmiała przyznać się do tego. Bała się posłuchać własnego serca, które próbowało powiedzieć jej to, co rozum odrzucał jako niemożliwe. Kiedy lady Rothley wróciła z przejażdżki z hrabią, promieniała jak oglądany pod światło wspaniały klejnot. Odkąd była zakochana, twarz jej nabrała nowego piękna. Patrząc na nią Tempera zastanawiała się, jak mężczyźni mogą opierać się tak cudownemu zjawisku. — Nie było cię tu, Tempero, kiedy hrabia poprosił mnie, żebym z nim pojechała — powiedziała lady Rothley wesoło.