Wmawiała sobie, że nigdy go nie lubiła. Patrzył na nią bez słów, drapieżnie, i zmuszał do
mówienia. Przy nim paplała bezmyślnie. Wszystko dlatego, że był gliną, przy policjantach zawsze czuła się nieswojo. Ale musiała przyznać, że jest seksowny. W szorstki, surowy sposób, tak jak to kocha Hollywood. – Shana. – Skinął głową i zmusił się do uśmiechu. – Sporo czasu minęło. – Delikatnie mówiąc. Co tu robisz? – Wpadłem do Los Angeles na kilka dni. Pomyślałem, że cię odwiedzę. – I co? Powspominamy dawne czasy? – zapytała, unosząc brwi. Od razu wiedziała, że wciska jej ciemnotę. – O co chodzi, Bentz? Sprawa służbowa? – Stała w drzwiach, nie wpuszczała go do środka, a zarazem ochraniała przed Dirkiem warczącym w holu za jej plecami. – Nie. – Uśmiechnął się rozbrajająco. – Chciałem tylko pogadać o Jennifer. Zamurowało ją. – Doprawdy? Teraz? Kiedy od jej śmierci minęło... Ile to lat? Dziesięć? Dwanaście? Trochę za późno, nie uważasz? – Splotła dłonie pod piersiami, czuła, jak się unoszą. I dobrze. Wiedziała, że stanowią jeden z jej atutów. – Wiesz co? Wydaje mi się, że nie poświęcałeś jej wystarczająco dużo uwagi za życia, więc dlaczego chcesz to zrobić teraz? Przyglądała mu się krytycznie. Facet wyraźnie oszczędzał jedną nogę. O co mu chodzi, do cholery? – I właśnie o tym chciałbym pogadać. Kierowana raczej niezdrową ciekawością niż autentyczną chęcią pomocy, Shana odsunęła się od drzwi, złapała Dirka za obrożę i ruszyła na patio; uznała, że równie dobrze może w czasie tej rozmowy popracować nad opalenizną. Pies warknął ostrzegawczo, gdy prowadziła Bentza w stronę drzwi na patio. Dirk nie ułatwia jej życia, o nie. Bentz, jak zauważyła, utykał lekko, choć za wszelką cenę starał się to ukryć, Na zewnątrz puściła psa. – Zostaw nas samych, Dirk. No, już! – Pstryknęła palcami i wskazała cienisty zakątek pod palmą. Pies wahał się przez chwilę, a potem posłusznie poszedł na wskazane miejsce, okręcił się kilka razy wokół własnej osi i ułożył z pyskiem na przednich łapach, nie spuszczając z Bentza czujnego wzroku. – Wielkie psisko – zauważył Bentz, wpatrzony w potężny łeb. – Mojego męża. Trzyma go dla bezpieczeństwa. – Trochę naginała prawdę, ale co w tym złego? – W rzeczywistości ciągle obszczekuje yorki sąsiadów. Powinnam zaproponować ci coś do picia. Coś... bez alkoholu? – Uśmiechnęła się złośliwie. – Dziękuję. No tak. Nadal nie wie, po co tu przyszedł. – Więc o co chodzi? – Usiadła w wiklinowym fotelu przy stoliku o szklanym blacie i wskazała mu miejsce naprzeciwko. – Czego chcesz się dowiedzieć o Jennifer? Bentz schronił się w cień parasola. – Co wiesz o jej samobójstwie? – zapytał. Shana zmarszczyła brwi, zagryzła usta. – Byłaś jej najbliższą przyjaciółką. Pomyślałem, że opowiesz mi, w jakim stanie była przed śmiercią. Naprawdę chciała ze sobą skończyć? – A niech mnie. Tylko tyle? Chcesz wiedzieć, co, moim zdaniem, chodziło jej po głowie? – Tak. Dobra, zapytał. Shana w myślach cofała czas, wspominała przyjaciółkę – dowcipną, filuterną, cholernie seksowną. – Moim zdaniem to było bez sensu. Była pełna życia, zbyt skupiona na sobie, by się zabić. – Zostawiła liścik. – No to co! – Machnęła ręką, jakby opędzała się od niewidocznego komara. – Nie wiem, o co w tym chodziło. Jasne, zwierzała mi się, że miewa napady depresji, ale... nie wiedziałam, że to coś tak poważnego. Może się mylę, ale wtedy dałabym sobie rękę uciąć, że napisała ten liścik tylko po to, żeby zwrócić na siebie uwagę. Uwielbiała to. Kto się zabija, wjeżdżając na